Kowalski: Ślepa polityka Niemiec wpycha nas w największy od 50 lat kryzys
DoRzeczy.pl: Szef EPL Manfred Weber proponuje, żeby UE zobligowała kraje członkowskie do przymusowego dzielenia się gazem z takimi krajami jak Niemcy. Jak pan ocenia ten pomysł?
Janusz Kowalski: Niemcy od czasów Gerharda Schrödera realizowali projekt Nord Stream, czyli konkurencyjność niemieckiej gospodarki budowali na fundamencie tzw. „taniego gazu z Rosji”. To nie żaden tani gaz, a krwawy gaz. Cała era Angeli Merkel polegała na przestawianiu niemieckiej gospodarki na uzależnienie się od krwawego gazu wysyłanego do Europy przez Putina. W efekcie niemieckie zapotrzebowanie na rosyjski gaz wyniosło ponad 40 proc. zapotrzebowania na gaz w RFN. Niemcy nie słuchali Polski, która po zwycięstwie w 2015 roku Andrzeja Dudy i Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski, pod rządami pani premier Beaty Szydło, rozpoczęła realnie projekt dywersyfikacji źródeł dostaw gazu ziemnego, co wiązało się z zerwaniem z rosyjskim gazem raz na zawsze.
Polityka w tym obszarze diametralnie się zmieniła. Jak wiemy rządy PO-PSL stawiały tak, jak Niemcy - na Rosję.
Oczywiście, że się zmieniła i na szczęście się zmieniła. Rozpoczęto budowę Baltic Pipe, projektu dającego nam możliwość pozyskiwania norweskiego gazu, przypomnę, że projektu zaniechanego przez Leszka Millera, Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka. Dokończono również budowę gazoportu, który powstał z inicjatywy śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Niemcy działały odwrotnie. Nie słuchając Polski, która wielokrotnie była szantażowana przez Gazprom, Niemcy uzależnili się od rosyjskiego gazu. Co gorsze, uzależnili całą UE od swojego geopolitycznego modelu współpracy z Putinem. W efekcie tego w grudniu 2019 roku, narzucili UE politykę tzn. „Green Dealu”, która została potwierdzona na szczycie Rady Europejskiej w lipcu 2020 r., gdzie w ramy budżetowe UE wpisano progazpromowską politykę klimatyczną.
I wszystko oparto na gazie.
Otóż to. Co gorsze, uzależniono Europę od gazu płynącego przez Nord Stream. Niemcy – co było zapisane w umowie koalicyjnej za czasów Angeli Merkel – byli zainteresowani budową europejskiej gospodarki w oparciu o dwa filary. Jeden wspierał eksport z rosyjskiego gazu przez NS, do całej Unii Europejskiej. Dlatego żądali m.in. od Polski odejścia od węgla. Solidarna Polska jako jedyna partia to zagrożenie dobrze zdiagnozowała. Wszystko po to, żeby Polska również była uzależniona od rosyjskiego gazu, jednak przesyłanego z kierunku zachodniego. To był plan Merkel i Putina. Oni chcieli ominąć Ukrainę i Białoruś w przesyle gazu do UE. Drugi filar, to uzależnienie gospodarek, zwłaszcza państw Europy Środkowo-Wschodniej od niemieckich technologii OZE. Dziś polityka niemiecka spektakularnie zbankrutowała i doprowadziła nie tylko Niemcy, ale całą UE do gigantycznego kryzysu. Za to odpowiada Angela Merkel, Ursula von der Leyen, czy Manfred Weber, który wspierał ówczesną kanclerz i klaskał na myśl o sojuszu Niemiec z Putinem. Dziś gdy odcięty jest gaz, Niemcy próbują w sposób egoistyczny zmusić państwa UE, żeby płaciły za ich błędy.
Poprzez kolejny mechanizm. To się może udać?
Nie uda się, a Polska z pewnością na to nie pozwoli. Nie można mądrzejszych państw zmusić do tego, żeby płaciły w taki sposób za kardynalne błędy i egoizm Berlina. Ale proszę zobaczyć, że rząd Scholza jest zdesperowany. Wszystkie liczby pokazują, że nie ma taniej, konkurencyjnej niemieckiej gospodarki, bez taniego krwawego rosyjskiego gazu. Dziś konsekwencją ślepej i krótkowzrocznej polityki Niemiec, będzie największy od 50 lat kryzys energetyczny. Tej zimy zabraknie od 80 do 100 miliardów metrów sześciennych gazu dla wszystkich państw UE. A kraje członkowskie potrzebują 510 miliardów metrów sześciennych gazu.
Czyli Niemcy ponoszą tu całkowitą odpowiedzialność?
Głównie tak i powinni za to zapłacić. Tacy politycy jak Angela Merkel, Ursula von der Leyen, Manferd Weber, ale też Frans Timmermans, to ludzie, którzy nie mają żadnego moralnego prawa do pouczania nas, bo sami wpakowali Europę w trudną sytuację. Krzyk rozpaczy Manfreda Webera powinien być w istocie ukoronowany dymisjami w ramach procesu deputinizacji, wobec wszystkich niemiecki polityków i eurokratów, którzy przyczynili się do kryzysu energetycznego i unijnej drożyzny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.